Cosmos, universe, evolution, spacetime, time, space, quantum, quanta, physics, an atom, a photon cell, electron, reason, man, world, change, movement, mind, culture, science, philosophy, cosmology, the big bang, the singularity, black holes, immensity, infinity, eternity, radiation, radiation spectrum, the periodic table, light, religion, ethics, politics, biology, border, border, geometry, multidimensionality, language, mathematics, logic, senses, sixth sense, telepathy, alien, planet, sun, star, alien civilizations, aliens, history, science, superstition, magic, superstition, abstractions, ideas, life, fate, coincidence, statistics, sphere, energy field, energy, vacuum, number one, nothingness, phenomena, stress, psychology, consciousness, subconscious, threshold, indefinite, scope, subliminal, symmetry, analogy, harmony spheres, particle, elementary, waking, dream, soul, matter, device, observer unit, set, brain, precision tuning speed, point node, the reality, I, the state, society
Size: 40.49 KB
Language: none
Added: Aug 30, 2015
Slides: 5 pages
Slide Content
Kwantologia stosowana – kto ma rację?
Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).
Część 3.5 – Cząstki elementarne.
Wiecie, ja tam nic przeciwko szkole nie mam, instytucja nawet tam i
jakoś potrzebna. Rodzicielskość musi zarabiać na jednym i drugim, i
kolejnym etacie, to i trzeba gdzieś bachory przechować w godzinach
dziennych - żeby się nie szwendały bez celu. W takiej potrzebie to
szkolny budynek za okolicznościowe więzienie może robić. - Wszystko
oczywiste, nawet i akceptowalne pokoleniowo.
Tylko, widzicie, problem w tym jest, że w tej szkole trafiają się i
tacy, co to gdzieś tam - zapewne w słusznie minionym czasie, w tej
innej społecznej dziejowości - że oni wówczas jakoś tak się rolą i
pedagogiką przejęli, że aktualnie chcą pilnowanych czegoś nauczyć,
z tą taką nauką zapoznawać, do czegoś wdrożyć, itd.
Że to ze szkodą dla delikatnych osobowości, że to może przynieść w
osobniczej przyszłości coś złego, taki belfer z drugą nauczycielką,
a i dyrektorem placówki na dokładkę - oni w swoim zapale nauczania
tego pod uwagę nie biorą, szkód takiego postępowania nie notują, za
nic nie uwzględniają tego w swoim posłannictwie.
Bo to wyjdzie taki
nauczony do świata
i się
po nim pilnie rozejrzy -
i stwierdzi, że świat to zupełnie coś tak innego od podręcznika, że
trudno się w nim poruszać. Lektury może i generalnie ciekawe były,
oprócz tych nieciekawych - może i palce do matematyki były przydatne,
ale obecnie się to mniej sprawdza. Przecież w realności chodzi o tę
smykałkę do interesu, a nie zdolności we wzorach, nie o umiejętności
w przerzucaniu się piśmiennym słownictwem, czy o krytykanctwo jakie
wobec naczelnej władzy państwowej – to nie o to idzie.
Słowem,
nie ma co i kryć, że nauczanie szkolne dalekie od lokalnego
zapotrzebowania produkcyjnego i że tylko dziatwie szkodę robi. Mało
życiowe zasoby pod oczy i umysłowość podsuwa, horyzonty otwiera. A
nawet wrażliwość wyrabia. A to błąd.
Wiecie, ja tam szkoły generalnie nie krytykuję - mówiłem, że swoje
zasługi placówka posiada, tylko że nie na każdym kierunku tak się to
dobrze dzieje.
Szczególnie na uważaniu trzeba mieć fizyczny i podobnie rzeczywisty
zakres. Niby niczego tu w młodej osobowości i pomyślunku zepsuć się
nie da, niby kierownictwo szkodliwość takiego, a też analogicznego
nauczania już dawno zauważyło i profilaktycznie się z eksponowania
przedmiotu fizycznego wycofało na rzecz aktualnie niezbędnego, więc
wielce konkretnego duchowego kształtowania przez osoby uduchowione,
ale w tej i owej jeszcze szkolnej placówce, chyba przez zaniedbania
i inne niedopatrzenia – no,
że tam się taka fizyka była ostała. A z
fizyką, rozumiecie, jest problem. I to spory.
Bo przyjdzie sobie taki on, albo taka ona, na lekcję z fizykiem – a
może i fizyczką w roli głównej. Przyjdzie takie jeszcze po całości
i w szczegółach nieuświadomione, jeszcze zapatrzone w nauczycielskie
słownictwo – przyjdzie, i co?
A tu nadejdzie programowo w historii i na tej fizycznej lekcji, tak
przykładowo, zagadnienie elementarne i cząstkowe. Czyli będzie się
pokazywało obecnym i jeszcze nieuśpionym, że są cząstki - że one w
świecie całym są. A też, że one są elementarne.
Taka się, wiecie, w te młode i logiką żadną nieskażone umysłowości
przesączy informacja, że to wszystko - tak od dołu do góry – składa
się z cząstek. Że co prawda atom starożytny i podobne to przeszłość,
ale że, tak czy owak, to zbudowane z faktów elementarnych.
Powiem ja wam, jest problem. Fundamentalny problem.
Niby, zgoda, spojrzeć tu, spojrzeć tam - wszędzie jakaś składowa w
tym jest. Jedynka albo podobnie.
Tylko że, sami zważcie, jak to w szczegółach poszturchać, to każda
taka jednostka okazuje się nieco inna w budowie. A nawet mocno ona
jest inna.
Bo okazuje się, to przede wszystkim, że to żadna tam i elementarna
cząstka - że to złożenie. I to wielkie.
Tu już niby fizyk w swoim przyrządzie lub zderzaczu wykryje, że to
fakt, że złota cząstka do niczego tam nieredukowalna - a za chwilę
już mu się kłopot we wzorach pokazuje i w poprzedniej jedynce świata
wielość kolejnych jedynek widzi. A jak nawet chwilowo nie widzi, to
postuluje - bo inaczej to mu się zgadzać w tych tam przeliczeniach
nie chce.
Jest problem, przyznacie.
Taki mianowicie problem - czy jest jakaś w tym dzieleniu świata, w
tym dolnym zakresie elementarna jednostka, czy jej nie ma? Można w
nieskończoność drobić rzeczywistość, czy nie?
Fakt, zagadnienie po prawdzie mało istotne, w szkole można się nim
zbytnio nie kłopotać i dziatwie,
jeżeli chce słuchać, o takim czymś
opowiadać. I nawet przy okazji mówić, że to cegiełki świata, że się
z tego nasza cielesność składa i wszelka.
Można tak robić, ale po co. Przecież wiadomo, że za chwilę kolejne
zderzenie elementów się objawi dalszym - czyli głębszym poziomem - i
że znów trzeba będzie o elementarnym czymś uczyć. To lepiej od razu
już powiedzieć, że niczego w ten deseń nie ma, że fizycznie i takoż
eksperymentalnie żadnego jednego i ostatniego się nie chwyci.
Że gonić można, a jak - ale się nigdy nie dogoni. Bo takiej jedynki
dla fizyki nie ma.
Czy to oznacza, że zupełnie jedynki wszystkiego nie ma?
Nie, nie, i jeszcze raz nie.
Ja niczego takiego nie powiedziałem, a
też i nigdy tak nie powiem. Jedynka jest i być musi. Tylko że poza
fizyką ona tak sobie jest.
Trzeba wiedzieć - i tak tego w szkole uczyć - że fizyka, że badanie
w realu, w zakresie dostępnym, że takie działanie nigdy nie może się
poziomu elementarnego dopracować - to niemożliwe. Ani teraz, ani w
dowolnym czasie. Fizyczny może drobić i drobić, coraz większe siły
do poznawania zaprzęgać, pomyślunek wysilać budową sprzętu, jednak
i tak na zawsze pozostaje się w strefie zbiorów i tylko zbiorów. Na
zawsze, powtarzam.
Dlaczego? Ponieważ fizyka, jako taka, to fakt złożony - wszelkie w
jej obrębie dostępne i rejestrowane (w dowolny sposób) fakty, takie
fakty są złożeniem. To wewnętrzny, więc daleki od dna świata poziom
- to suma faktów, nigdy fakt jednostkowy.
Fizyk widzi-bada zawsze stan złożony, zsumowany z jednostek, których
nie pozna w żadnym działaniu - bo one tworzą działanie.
Ale to zarazem nie oznacza, że nie ma takiego ostatniego - takiego
już fundamentalnego. Jak najbardziej jest.
I musi być. Bo nie ma w czynie rozdrabniającym ciągu nieskończonego,
on się kończy. - W tym tylko jednak sęk i trudność, że się kończy w
analizie logicznej, kiedy na pojęciach się to prowadzi. Czyli kiedy
opisuje to Fizyka. Albo w innym nazwaniu filozofia.
Banalny fizyk tego zakresu w żaden sposób się nie dopracuje, i musi
mieć tego świadomość; dobroduszny i zarazem łatwowierny w otoczenie
fizyk, cóż - żadnego pewnego elementu elementarnego nie złapie. Bo
go dla niego nie ma.
Badania oczywiście trzeba prowadzić, nakłady ponosić, drobić aż po
kres możliwości danego czasu i przestrzeni.
Ale po co od razu tak szeroko rozpowiadać, że cząstek elementarnych
się szuka - po co to zaraz w modele i tabelki, podobno ostateczne,
zestawiać - szkolne oraz pozaszkolne społeczeństwo mamić, że już, że
za chwilę się to całe i wszelkie rozpozna, kiedy to nieprawda. Kiedy
to błąd logiczny i myślowy.
To błąd, którego nawet nie chce skorygować ustalenie, że jest taka
graniczna prędkość świata, że nic i nigdzie się szybciej ruszać po
świecie nie rusza.
Jakoś tak z tego oczywistego faktu nikt wiedzy nie wyprowadza, że to
prędkość nie przemieszczania się, ale tempo tworzenia się oznacza.
Że to największa, fizycznie obserwowalna w realności zmiana - że to
szybkość zbiegania się w jednostkę elementów, tych niżej leżących
elementów.
Foton się buduje - osiąga stan całej jednostki i pełni - i dopiero
takie coś może podać, przenieść fakt dalej. Wszak to nie foton przez
wszechświat wędruje, ale nacisk, fala w trakcie zmiany. I w ramach
tej fali, w każdym jej punkcie, foton w kolejny foton się buduje. I
to oznacza przeniesienie sygnału. Nie jednostka pędzi, ale zdolność
budowania się jednostek.
Im większa konstrukcja, tym wolniej taka fala się przemieszcza, tym
większa liczba elementów składowych musi się w nią zbiec. Bo i każda
taka cząstka w ciele się buduje, i całość. A to trwa.
Wszechświat - tak zwany "wszechświat" - to nie pustka przetykana tu
i tam czymś materialnym, atomem czy fotonem. To maksymalnie - i to
maksymalnie zapchana struktura. I tu ciągle jeszcze wewnątrz nie ma
pustki więcej niż na jednostkę. I dlatego jest ruch, i dlatego się
fala może przemieszczać. - I dlatego może się coś w duże i większe,
ale i mierzalne struktury budować.
To oczywiście za chwilę zmieni się, za niewielki moment w dziejach
tej konstrukcji ubytki przewyższą zasoby i możliwości łatania - ale
to jeszcze troszeczkę potrwa i pozwoli na obserwacje. Tylko że takie
rozejście się nastąpi, i to nieodległe.
Układ, to już w każdą stronę widać, wybucha - a ten wybuch jeszcze
przyspiesza.
Przestańcie więc wy wszyscy nauczać te biedne dzieci, że są jakieś
cząstki, czy podobne, i że one zaludniają rzeczywistość.
Trzeba im prawdę powiedzieć: że to wszystko, co się jakoś tam daje
obserwować, to wytrącona - na podobieństwo osadu wytrącona w ramach
tak zwanego "wszechświata" materialna, jednak zawsze na moment tak
zaistniała i pokazująca się zmysłowo "cząstka". Że, tak naprawdę i
w głębokim rozumieniu, to chwilowa, dynamiczna - a przede wszystkim
cały czas zmieniająca się konstrukcja energetyczna. Pobiera elementy
z otoczenia i się buduje - ale i traci. Jeżeli więcej pobiera, to w
gabarytach się zmienia i w świecie cieleśnie się rozpycha - ale jak
więcej traci, to zanika i rozprasza się. Do tej wieczności.
Każde ciało, każdy fizyczny fakt to dwie linie procesu, a wypadkowa
tworzy to, co widać.
Jesteśmy bytami na samym dnie, albo i górze, jak kto woli. Żyjemy w
najgłębszym punkcie rzeczywistości, ciśnie na nas cały wszechświat
i jego elementy – i to z każdej strony. Jesteśmy jako te stworki w
głębinie, które nic o tym wielkim nacisku nie wiedzą i wiedzieć nie
mogą, ponieważ to ich całe istnienie warunkuje, widzimy i wyróżniamy
to, co się tu pokazuje, czyli wytrąca osadem i jest "namacalne" dla
nas w jakiś sposób. Ale to dalece nie wszystko.
Dalece ważniejsze jest to, czego w takim (właśnie fizycznym) ujęciu
żadnym sposobem pokazać nie można.
Ważniejszy jest "ocean" oraz jego falowanie, bo to jego przemiany są
tu warunkiem wszelkich zmian. I nas, jako faktów.
Ważniejszy jest "wirtualny" ocean, który otacza wszelkie materialne
i rozbudowane fakty - niż to, co widać w pobieżnym i powierzchownym
oglądzie jako materię czy promieniowanie. To wepchnięte, zepchnięte
na ten nasz poziom elementy - to stanowi nas i nas buduje.
Żyjemy na dnie, na "płaskim dnie" rzeczywistości. I warto,
i trzeba
sobie z tego zdawać sprawę.
Problem jednak w tym, że ten wirtualny dla nas ocean jest zakresem
głównym i najważniejszym. I - tak naprawdę - to ten podprogowy stan
jest realnością, a wszystkie "osady" chwilowe i nietrwałe. Procesy
Fizyczne należy opisać i rozumieć odwrotnie: od najbardziej małych
i stałych, po najbardziej skomplikowane i nietrwałe. - Czyli po nas
samych (na dnie).
Na koniec analizy rzeczywistości okazuje się, że ważniejsze jest w
całości tło, tak niepozorne i lekceważone - najczęściej pomijane w
badaniu tło.
Na koniec okazuje się, że wszystko, co wystaje z tego tła, co tak w
oczy oraz przyrządy się rzuca,
to tutaj tylko na chwilkę i że zaraz
zniknie. Wyrosło "z grzybni" tła, rozejrzało się po okolicy dalej i
bliżej, czasami nawet o faktach pomyślało - i zanika.
I wtapia się ponownie we wszechświatowe, tudzież w kosmiczne tło. Z
nieskończoności się wyłoniło i wraca do nieskończoności. Ech...
I że to było jedyny raz w tejże nieskończonej wieczności...
Dajcie więc spokój już z tymi cząstkami, faktami, bytami – przecież
to wszystko złudzenie. To wszystko zbiór elementów w trakcie zmian
i zawsze chwilowy w tej formule. Przestańcie powtarzać, że można w
badaniu złapać coś ostatecznego, że trzeba się tylko silnie napiąć
i zebrać, a będzie element.
Nie będzie. Nie ma żadnego elementu - żadnej jednostki fizycznie w
badaniu być nie może.
Świat to zmiana - dopasowanie się - ewolucja w trakcie zachodzenia.
Po co mącić dziatwie poglądy jakimiś stałymi i jednostkami, przecie
sami widzą, że niczego stałego nie ma. Się zatrudnią na umowę jaką
lub zlecenie, to ich szybko ze stałości widzenia i doznawania tego
świata wytrąci zwolnienie - się nauczą, że jest jaki tam dogmat, to
przy najbliższym zakręcie dziejowym się tego im w całości odechce.
Chyba że szkoleni
będą tak głęboko niemądrze ,
że się
tego dogmatu na
zabój i na zawierzenie uchwycą.
Ale świat ich wówczas z tej błędnej i złej hipotezy szybko i pewnie
wyprowadzi. Znaczy się poza rzeczywistość i w całości wykasuje.
Trzeba dlatego dziatwę nauczyć jednego: że jest zmiana i że świat to
fakt w ciągłej odmianie. Oraz tego, żeby mieli oczy szeroko otwarte
na wszystko. Wszak za zakrętem może czaić się niespodziewane.
Jeżeli taką wiedzę wyniosą ze szkolnego budynku i systemu, to im na
dalszą drogę w zupełności starczy - poradzą sobie.
A cząstki elementarne? Cóż, to już historia.